2/05/2015

Wpis N°3 - Stacja benzynowa

Słońce wślizgujące się do ciężarówki przez małe szparki oznajmiło szczęwliwcom nowy dzień. Wszyscy oprócz naszej czwórki spali po naszej ciężkiej nocy. My tylko patrzyliśmy na nasze twarze okryte mrokiem, mając nadzieję, że osoba której oczy widzimy odczuwa ten sam ból co my.
Tak opłakaliśmy zmarłych.

Zanim we wszystkich trzech pojazdach skończyła się benzyna, Josh rozkazał zaparkować na stacji benzynowej. Białe światło uderzyło w nasze oczy, jakbyśmy byli co najmniej kratami.

- Jestem kurewsko głodna... - powiedziała zniechęconym do życia tonem Angelica. Mogłaby powiedzieć to jeszcze bardziej samobójczo. Jednak była bardzo dzielna i mądra. - Wchodzimy tam, do środka, zanim ktoś wpadnie na ten sam genialny pomysł?

- Spoko, czemu nie. Wezmę tylko... Chol... Nie mam kuszy. Został mi tylko łuk. Może to i lepiej... - klnęła Veronica.

Znalazłyśmy z tyłu budynku zardzewiałe drzwi dla personelu, tuż obok rzędu śmietników. Patrick prawą nogą wyłamał kawał blachy. Przeszliśmy przez mały składzik i kuchnię. Przed nami rozpościerał się najpiękniejszy widok dla oczu i duszy głodnego uchodźca - dwustronne półki, wysokość metr pięćdziesiąt, napełnione torebkami i poczuszkami pełnymi wysoko kalorycznym jedzeniem. Zaczęliśmy pakować do plecaków jedzenie przed terminem ważności.

Mnie i Patricka dzielił tylko regał. Ponieważ nie uchodziłam za bardzo wysoką, znad półki wystawały tylko moje brązowe oczy i niestarannie upięty kok. Wyobraziłam sobie jak musiałam dla niego wyglądać.

- Podoba ci się to? - zapoczątkowałam rozmowę.

- Jedzenie?

- Znalezienie jedzenia po około dobie postu, strachu i wysiłku. Ile już nie jadłeś?

- Nie pamiętam dokładnie. Nie wiem ile byłem nieprzytomny. Brzuch podpowiada mi że... około pięć dni.

- Pięć dni? - popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się. - Nieźle, jak na kogoś, kto miał zamiar spędzić apokalispę w jednym budynku mieszkalnym. - nachyliłam się trochę. - Otwórz sobię coś. Chyba po prawej stronie szczęki cieknie ci ślina.

Wziął pierwszą z brzegu paczkę Cheetosów i zabrał się do jedzenia niczym uradowane dziecko.

- Zgwałciłaś go już, Maya? Czy jeszcze się bawisz... - przerwała Veronica.

- Narazie prowadzę grę wstępną. Musiałaś się naprawdę wtrącić?

- Lubię ci przerywać.

- Wy tak serio? - Patrick był lekko zmieszany.

- Ha... Tak... Zgwałcę cię przy pomocy shoutgana Josha i zostawię jeszcze żywego na pastwę zombi w lesie.

- Kim jest Josh? - Chyba uznał dialog między mną i Veronicą jak nie śmieszny żart. I dobrze.

- Taki jeden przydupas. Kierownik obozu. Życzę ci, abyś nie poznał go za wcześnie.

- A propo Josha... - powiedziała Angelica. - Będziemy musieli powiedzieć Joshowi o Atlancie. Jeśli mamy tułać się po świecie, tułajmy się tam. Nie mamy przecież nic do stracenia. Jednak Josh będzie podejrzliwy i będzie chciał wiedzieć skąd mamy takie informacje. Jeśli Joan już powiedziała o Patricku, nie musimy się tak bać.

- Nie sądzę aby miała wczoraj siły na kłótnie. - powiedziała Veronica. - Jakby nie patrzeć stoimy po uszy w gnojowisku... 

Angelica skierowała wzrok na mały przedmiot na podłodze. Kucnęła, aby przyjrzeć się, a następnie ująć delikatnie w dłonie małą rzecz.    

Przedmiot wyglądał jak ulamany kawałek figurki z brązu, przedstawiającej konia. Angelica trzymała malutką głowę i przednie kopyta zwierzęcia. Przyjaciółka obracała konia, aż jej smukłe palce zabarwiła dziwna substancja. Bordowa substancja przypominająca krew.

Angelica upadła na podłogę. W jej oczach  zobaczyłam dziwną mieszankę strachu i obłędu. Jakby widziała przynajmniej ducha jej rodziców. Nigdy nie widziałam jej w podobnym stanie. Nigdy nawet nie podejrzewałam, że zobaczę ją taką.

Pomogłyśmy Angie wstać i nie powiedzieliśmy ani słowa. Nie chieliśmy naruszać delikatnych tematów niektórych osób. Po wybuchu epidemii ludzie zaczęli szaleć, więc często robili... dziwne rzeczy. Wybuchali śmiechem, albo zaczynali płakać.   
Angelica schowała figurkę do swojego plecaka. Nadal nie była sobą.

- Lepiej już idźmy. Torby są pełne... - powiedziała Veronica. - A nasi zaczynają już wyłamywać drzwi...

Nagle kule jak osy zaczęły latać dookoła nas. Przyciemniane szyby i drzwi stacji benzynowej były dla małych pocisków niczym. Przecinały się do środka tłukąc tafle szkła. Upadliśmy na podłogę, a następnie przeczołgaliśmy się za regały. Wyłączyłam na chwilę umysł. Widziałam upadające półki, Veronicę wychylającą się zza półki, pociski przebijające torebki z niezdrowym jedzeniem, albo wbijające się w ścianę. Chyba po pierwszy raz w życiu czułam się jak widz. Nie jak żołnierz, który może zginąć od jednego niewłaściwego ruchu. Jak widz oglądający film akcji.

Nagle nastała cisza, która uświadomiła nas jak głośno było przed chwilą. Poczułam, że jestem zmęczona i brak mi oddechu. Nie zdążyłam jednak w pełni napełnić płuc powietrzem, zanim coś złapało mnie za koszulę i pociągnęło w górę.    
Około dziesięć centymetrów od mojej twarzy znajdowały się świdrujące, dzikie oczy Josha.

- CO. TO. MA. ZNACZYĆ?! CZY JA WAM POZWOLIŁEM WYJŚĆ NA ZEWNĄTRZ? 

- N-nie... - odpowiedział Patrick.

Josh puścił moją koszulę.

- Kim jest ten gnój?!

- To Patrick Lakers. Z-znalazłyśmy go w mieście... - powiedziała Veronica.  

- 'Znalazłyście'. Znajduje się psa w parku. A ten pies jest kundlem. - zmierzył Patricka wzrokiem. Wyciągnął broń. - Nie ma wśród nas miejsca na kundle. Trzeba go zastrzelić, zanim biedak zacznie cierpieć...

- Nie... - przerwałam mu.

Josh popatrzył na osobę, która ośmieliła się mu sprzeciwić.

- Co to niby znaczy 'nie'?  

- Może nam się przydać. Potrafi rozróżniać... rośliny jadalne od niejadalnych. Interesuje się botaniką.

Zaśmiał się cicho.

- To potrafi każdy dureń...

- Ale nie na poziomie uniwersyteckim.

- A skąd ty niby o tym wiesz, głupia szmato?

Zabolało. Ale gorzki jad smakuje inaczej za pierwszym i dziesiątym razem.

- Wybierał się na Uniwersytet Botaniczny w Atlancie.

- O czym ty gadasz?!

- Nie wiesz? - zaczynałam pyskować. - Na Atlancie jest wielki obóz dla uchodźców.

- To pewne?

Spojrzałam na kamienną twarz Patricka.

- Podobno.

Uśmiechnął się krzywo i schował wiatrówkę.

- KRZYKACZ! Powiedz wszystkim, że mamy nowy cel podróży...

3 komentarze: