4/01/2015

Wpis N°5 - Silvermoon i Voureen

 Chyba przegapiłam moment, w którym wygrałam los na loterii życia. Jeszcze przed chwilą jadłam na obiad wiewiórki. A teraz co? Teraz siedzę sobie w jakimś mieście jak, podobno, z bajki. Mnie wszystko tutaj przeraża. Od tłumów na ulicy, po tą dziwną Mrs Silvermoon.
Właśnie...

Blondynka zaprowadziła nas do wielkiej, długiej sali, pomalowanej na pomarańczowo. Z lewej strony znajdowało się gigantyczne okno, przez które można było zobaczyć całe miasto i mur. Ale tylko mur. Nie mogłam zobaczyć co było dalej.
Na środku sali stał długi stół, a przy nim wiele krzeseł.

- Jak już mówiłam, jestem Mrs. Crystal Silvermoon. Jesteśmy w hotelu w centralnej części miasta. To sala konferencyjna. Usiądźcie...

Jeszcze powiedz 'A to są krzesła. A to stół. A to mój wielki dekolt i poprawiane piersi. A to moja miniówka, dzięki której możecie się pogapić na moje stringi. Ale teraz usiądźcie. A to są krzesła...'
Tak, wiem co to stringi. Podsłuchałam rozmowę jakichś kobiet.

- Jestem przewodniczką ludzi-trójek. Zacznę od tego, jak przydziela się tutaj obowiązki. Każda osoba po przekroczeniu bram Atlanty otrzymuje numer, czyli status społeczny. Statusów jest pięć. Jedynki to politycy, i ich rodziny, pomocnicy, przewodnicy, właściciele bogatych fabryk. To prawie szlachta. Dwójki to naukowcy, profesorowie, żołnierze, biznesmeni. Trójki to studenci, uczniowie, właściciele małych sklepów, artyści. Czwórki to głównie pracownicy fizyczni. Piątki to recydywiści i wygnańcy. Życzę wam, abyście nie trafili do tej grupy. - Ta, jasne... - Wy jesteście trójkami. Macie kilka sposobów na zarabianie pieniędzy - możecie zatrudnić się u kogoś i ewentualnie za dwa miesiące założyć firmę. Wy jesteście zarejestrowani w... - Crysal otworzyła swoją czarną teczkę i zaczęła grzebać w kartkach pokrytych maszynopisem. - Hurtowni maszyn. Na 2nd Avenue, hangar obok fabryki na obrzeżach miasta. Zaczynacie w poniedziałek... czyli jutro.

- Poniedziałek? - zapytałam. Po raz pierwszy słyszę tak dziwną nazwę.

Silvermoon uśmiechnęła się do mnie jak do małego dziecka.

- Tak, poniedziałek. To między wtorkiem a niedzielą. Nie żartuj, że nie wyszłaś z przedszkola.

Stawiam 10 do 1 że kiedyś ją zastrzelę.

- Straciliśmy już dawno poczucie czasu... Znamy nasze daty urodzenia, ale mało kto ma okazję świętować... - powiedziała Joan.

Silvermoon zmieniła ton głosu i wyraz twarzy na bardziej łagodniejszy.

- Mamy 8 listopada, niedziela. Tak dla pewności. A teraz... może pokaże wam plany miasta. Tom?!

Do pokoju weszła dość interesująca aparycją postać płci męskiej w mniej więcej moim wieku.

Jego twarz przypominała mi posągi, o których kiedyś słyszałam - była idealna. Jago usta były idealne, jego kości policzkowe były idealne, jego nos był idealny, jego szaro-niebieskie oczy nie odstawały od tego kanonu. Jedynie jego piaskowo-białe włosy były po męsku potargane. Jednak to również było idealne.
Zapewne jego ciało zakrywane przez czarną marynarkę i czarną koszulę było idealnie ukształtowane.
Silvermoon uśmiechnęła się do nastolatka.

- Tomas Maxim Voureen. To syn jednego z trzech najbardziej wpływowych polityków i biznesmenów Atlanty. Przedstawiciel, no cóż, prawie rodziny królewskiej.

Tom uśmiechnął się prześlicznie.

- Dziękuję ci za to przedstawienie, ciociu. Po co mnie wysłałaś? Mam jakąś papierową robotę do zrobienia.

- Przynieś dla mnie aktualne mapy.

Odwrócił się na pięcie.
Angela która cały czas stała obok swojego krzesła wyrwała się z tajemniczego transu patrzenia się na figurkę. Sądząc po pierwotnej trajektorii jej ruchów chciała usiąść. Jednak w połowie drogi zachwiała się, a grawitacja nie pozwoliła jej wrócić do pionu. Bohater był na szczęście blisko.
Zanim Angela w pełni odzyskała sprawność ruchów i runęła na zimną powierzchnię podłogi, Tom Maxim Voureen złapał moją przyjaciółkę w swoje silne ramiona. Jego idealna twarz była naprawdę blisko jej szmaragdowych oczu. Złapał ją pewnie w talii i za szyję.

- Czasem należy odpoczywać, panno... Mogę prosić o godność? - nie mówił do niej jak do małego dziecka, które właśnie miało spotkać się z podłogą. Mówił jak gentelman do damy.

- Angelica Anastasia Silverfly... T-to znaczy Angie...

Przywrócił ją delikatnie do pionu i wygiął kącik ust w słodki uśmiech.

- Tomas... Tom. Miło mi panią poznać.

Przyniósł mapy z magazynu. Crystal zanudzała nas topografią. Ja męczyłam ją pytaniami. Angie była nieobecna bez figurki.

°•○●○•°

Veronica znalazła tylne wejście hotelu, za ulicą. Ćwiczyłam celność strzelając do otwartej klapy śmietnika z pistoleciku na kapiszony, Veronica zapoznawała się ze swoim nowym łukiem, Angela siedziała w kucki pogrążona w transie (jednak bez figurki), Patrick studiował jakaś cienką książeczkę pod ścianą.

- On był cudowny... - powiedziała An rozmarzonym tonem. - Byłam pewna że spadam. Ja już czułam podłogę. A on nagle... po prostu się zjawił... Był przy mnie. Jego twarz była pierwsza rzeczą jaką zobaczyłam... Oczy mu tak cudownie lśniły. I te jego włosy... Chcę zanurzyć w nich moje bezgrzeszne dłonie... Ale on musi być niegrzeczny... Chyba coś mi jest. Lekarza! Najlepiej Doktora Voureena!

Veronica skwitowała wypowiedź An dzikim śmiechem, dokładnie w jej stylu. Patrick zamknął książkę.

- Po co to robisz?

- Co niby?

- Trenujesz strzelanie. Niby po co? Jesteśmy już w mieście. Przeżyjemy.

Spojrzałam na niego z politowaniem.
Jaki on niedoświadczony... naiwny...

- Widzisz... Jaką masz pewność, że ten śmietnik będzie cały czas otwarty?

- 98 procent... O co chodzi?

Strzelałam w ścianę za śmietnikiem tak, że kapiszon odbił się o ścianę i uderzył w klapę, która, tak jak podejrzewałam, spadła zamykając kontener.

- Mówisz 98 procent... A co z tymi dwoma? Nie liczą się? - Patrick zmarszczył brwi, szukając jakiegoś wyjaśnienia. - A co gdyby od tych dwóch debilnych procentów zależało twoje życie?! Albo życie kogoś z twoich przyjaciół albo... rodziny?!

Dopiero teraz zauważyłam, że darłam się jak zarzynana świnia. Wlepiłam wzrok w swoje buty.

- Zawsze uważaj na te dwa procent. Zawsze... zawsze może się coś zdarzyć. Dlatego ćwiczę te cholerne strzały. Nie zniosę myśli, że komuś się coś stanie, gdy ja będę mieć broń w ręku... - przerwałam, zbierając myśli. - I przepraszam. Wydarłam się...

Zaśmiał się cicho.

- Trudno. Każdemu się zdarza. I... zapamiętam, żeby uważać.

Jego ton głosu znacznie poprawia mi chumor.

- Strzelałes kiedyś? 

- Z czego? 

- Z czegokolwiek.

- Cóż... - obejrzał się po wszystkich. - Nie. 

- Chodź... Nauczę cię. 

Niepewnie wstał z podłoża. Poszłam otworzyć śmietnik i wyciągnęłam zza paska wiatrówkę.

- Wolę kapiszony...

- Wiem. - podeszłam do niego bliżej. I dałam mu do ręki wiatrówkę. - Czas się przełamać, panie Lakers. Stoi się tak... - stanęłam prosto, wyciągnęłam ręce przed siebie. On powtórzył moje ruchy. - Dobrze... Widzisz dobrze co jest przed wiatrówką? - Pokiwał głową. - Więc teraz strzel w śmietnik.

Ociągał się. Przełykał ślinę. Mrugał nerwowo.

- Nie denerwuj się tak... spokojnie, jak na wojnie... - objęłam go tak, aby moje ręce były częścią jego. Miałam głowę na jego prawym ramieniu, choć musiałam stanąć na palcach aby cokolwiek widzieć. Był za wysoki. Uniosłam jego ręce wyżej, na wysokość celu. - Odbezpiecz broń... Tak, właśnie tak... Szybko się uczysz... - szeptałam mu prosto do ucha. Jak bardzo musiało go to denerwować... - Teraz wystarczy że naciśniesz spust...

- To nie może być aż tak proste...

- Ale jest.

- Jesteś bardzo blisko mnie. To bardzo dezorientuje.

- Nie stresuj się. Nie masz powodu.

- Nie stresuję się.

- Zmieniasz temat. - przybliżyłam się jego ucha jeszcze bardziej. Zsynchronizowałam oddech. - Pierwszy strzał jest zawsze najgorszy.

Po uliczce odbił się echem dźwięk strzału. Klapa od kontenera była przebita. Patrick uśmiechnął się krzywo.

- Dobrze... I widzisz? Masz to już za sobą.

Kilka sekund napawaliśmy się pierwszym strzałem.

- Wiesz może co jej jest? Zachowuje się... dziwnie.

- Kto? Veronica? Ona zawsze była oryginalna.

- Nie... Chodzi mi o Angelicą.

Popatrzyłam na przyjaciółkę. Faktycznie, trzeba jej pomóc...

- An?

- Hmmm...

- Czym w końcu była ta figurka?

Cisza przejęła władzę.

- Nie wiem.

- Kiedy skończysz?

- Niby z czym?!

- Patrzysz się na nią cały czas. nie śpisz i nie jesz. Więc może coś się...

- Słuchaj, może i jestem trochę śpiąca, ale nic mi nie jest! Rozumiecie?! NIC! Skończmy lepiej ten temat, zanim coś się komuś stanie.

Co się z nią działo?
Byłam bezradna. Moja najlepsza przyjaciółka była dzień i noc w jakimś cholernym transie i nikt nie mógł jej pomóc. "...Zanim coś się komuś stanie się. ". Użyłaby broni? Zrobiłaby komuś krzywdę? Przecież mówiła, że nie chce dotknąć nawet scyzoryka, jeśli ma nim coś komuś zrobić.
Czymkolwiek jest scyzotyk...

- Dobrze. Skończmy...

3 komentarze:

  1. Humor!!! Nie chumor!!!! Agh...
    Tomas... mrr...
    I figurka... o mój gadzie... hihi... zabiję kogoś?
    I Tomas... Tom... mrr...
    No i Tom...
    I Tom...
    Tom...
    Mrr...

    OdpowiedzUsuń
  2. 1.Nowa postać -męska - ciacho idealne.
    2.Angie odpierdala na maksa -czyli zajebiście
    3.Komentarze May co do zachowań Veronici- bezcenne "Zawsze była oryginalna"- śmiech pełną gęba
    Ogólnie zajebioza.

    OdpowiedzUsuń