4/08/2015

Wpis N°6 - Buntownicy

Wstaliśmy o szóstej. Przebudziłam się w przydzielonym mi pokoju - pomalowanym na biało, z jedną szafką nocną i oknem bez zasłon. Miło było otworzyć oczy w towarzystwie miękkich poduszek z puchu i ciepłej kołdry. Jednak i tak poranny chłód i wilgoć towarzyszyły mojej osobie. Czymże byłby poranek bez tych dodatków.

Mięśnie zupełnie mnie nie bolały. Byłam wypoczęta i po raz pierwszy nie musiałam być gotowa do ostrzału zombie dziesięć sekund po odzyskania ostrości obrazu. Mogłam po prostu spokojnie usiąść na łóżku, albo podejść do okna i oglądać panoramę Atlanty.
Widok był dla mnie niezwykły - bloki, wieżowce, sklepy, ludzie. To przerażało, ale i cholernie ciekawiło. O czym oni myślą? Mają rodziny? Mają o kogo się bać? Czy mają czego się bać? Czy wszyscy tutaj się znają? Czy ktoś trafił tu tak, jak my? Czy komuś z tych kolesi w marynarkach kroś dawał w palnik tak samo jak mi?

Na czarny podkoszulek narzuciłam dużą koszulę w niebiesko-czarną kratę. Zestaw po prostu idealny do ciężkiej harówy w miejscu tajemniczo nazwanym "hurtownia". An i Veronica wiedziały jak się ubrać. Patrick odstawał, jako ten "inteligentny".

- Idziemy do roboty, nie na pokaz mody, panie Lakers.

- Mówiłam mu to samo, pani Maya.

- Synchronizacja myśli, pani Veronica.

- To samo mógłbym powiedzieć o tobie, Maya. - powiedział Patrick. - Co to za grzywa?- Ktoś mi kiedyś powiedział że to "loki". Ale to inna sprawa. One mogą ocieplać, a ładna koszula tylko będzie wisieć na tych muskułach i się brudzić.

- Powiedziałaś "muskułach"?

- Cofam to. Nie ma to jak pomyłka. Chciałam powiedzieć "obwisłe flaki".

Na szczęście przyjął jako kawał.
Jednak muszę przyznać, że przez koszulę przebijały się mięśnie. 

°•○●○•°

Na miejsce przyjechaliśmy dziwnym pojazdem, który rozwozi ludzi do pracy po południowej Atlancie. Ktoś nazwał go autobusem. Następna śmieszna nazwa do kolekcji.
Hangar był ogromny. Co chwila wyjeżdżały z niego ciężarówki, wszędzie kszątali się ludzie. Tuż pod murem stała wielka fabryka. Z dwóch kominów na dachu co jakiś czas wydobywał się dym.
Nasza prawie dwudziesto osobowa grupa wlała się do hangaru. Ktoś sprawdził nam dowody, ktoś inny podzielił nas na grupy, potem jakiś grubas zaprowadził mnie, An, V i Patricka na dział ładowania pudełek do ciężarówki. To podobno jedna z cięższych robót dlatego przydziela się do niej najmłodszych i najsilniejszych.
Ten kto to powiedział miał rację.

- Plecy mi wysiadają... - wyjęczała Veronica, gdy brała pudło opisane "odbiornik radiowy".

- Mam problem z tą pie... głupią lewą nogą. - narzekał Patrick.

- Ktoś wie co to dokładnie za fabryka? - zapytałam.

- Słyszałem, że skracają tu sprzęty do sklepów i rozworzą po południowej Atlancie. - powiedział zawsze poinformowany Patrick.

-  Cholera. - An klnęła co jakiś czas.

W tej chwili słup pudeł obok nas przewalił się. Zza regału wybiegły szybko trzy postacie, których nie mogłam dokładnie zobaczyć. Skierowały się w głąb hangaru.
Kierowca ciężarówki do której pakowaliśmy pudła otworzył drzwi kierowcy.

- HEJ, WY, MAŁE TRÓJKI! NA CO CZEKACIE?! ŁAPAĆ ICH!

Rzuciłyśmy się w pogoń za ucikienierami. Wyciągnęłyśmy pistolety, Patrick porwał łom z wózka widłowego. Biegliśmy coraz dalej między regałami. Dotarliśmy do końca hali. Nie było tam już żadnych pudełek, ale pusta przestrzeń. Część ściany hangaru zrobiona z blachy została pocięta i wyrwana. Ale to nie było żadnym zaskoczeniem, w porównaniu z czterema żywymi trupami zmierzającymi zaskakująco szybkim krokiem w naszą stronę.
Zanim ktokolwiek zdarzył skierować broń w stronę celu, ktoś za nami oddał w stronę zombie serię strzałów. Ciała padły obezwładnione na podłogę.
A któżby inny mógł zjawić się niczym bohater na polu bitwy w najbardziej odpowiednim momencie, jak nie Tomas Maxim Voureen.

Stał dumny w  marynarce jak czarny rycerz po pokonaniu smoka i uratowaniu kilku dam z opresji.
Kilku dorosłych podbiegło do niego. Tomas jednym skinieniem ręki wysłał ich na zwiad za hangar. Jak to możliwe, że mógł nimi tak łatwo sterować?
Uśmiechnął się perliście do Angelici.

- Witaj, Angelo. Witajcie.

- Tomas... - odparł Patrick. Czyżbym usłyszała nutę zazdrości i nienawiści? - Znowu się spotykamy. To przypadek?

- Tak. I nie. Ta fabryka i hangar należą do mojego ojca. Przyjechałem na jego polecenie. Miałem dopilnować pracy. Słyszałem, że tutaj pracujecie. Więc postanowiłem odwiedzić lady Angelę.

Czy on powiedział do mojej przyjaciółki "lady"? Ciekawe...

- Przeklenci Buntownicy... Zawsze muszą nam pokrzyżować plany... - powiedział Tomas bardziej do siebie, niż do nas.

- Kim są Buntownicy? - zapytała Veronica.

- Buntownicy to recydywiści, przestępcy, albo ludzie nie zgadzający się z naszym prawem, którzy uciekli z Atlanty. Nie obchodziliby nas tak bardzo, gdyby nas nie okradali, tak jak teraz. Najczęściej atakują Zbieraczy. To ludzie, którzy wychodzą z miasta aby zbierać jedzenie, części, albo penetrują teren. - wbił oczy w podłogę zamyślony. - Mrs Silvermoon jest waszym przewodnikiem. Zapraszam was dzisiaj na kolację do restauracji w centrum. Oczywiście, moja rodzina stawia. Przyjdzie kilka zaproszonych rodzin. Crystal powiedziała, że dobrze by było was zaprosić. Chciałbym was lepiej poznać. - mówił te zdanie patrząc na Angelicę. - Mam nadzieję że zostaniemy przyjaciółmi. Więc... z tego co wiem wy mieszkacie na Autumn Street, w bardzo przyzwoitej części miasta. Prawda?

Popatrzyliśmy po sobie.

- Niby jak to? Razem? Nasza czwórka? - zapytał Patrick.

- Hah... Nic nie wiecie, prawda? Nikt nie mieszka przecież w tamtym hotelu dłużej, niż 24 godziny.

Waszej czwórce Silvermoon przydzieliła mieszkanie dla studentów. Ale niestety mieszkacie sami. - rzucił Patrickowi klucz.

- Trzy dziewczyny i chłopak?! - zapytała Veronica.

- Spokojnie... Cztery pokoje zamykane od wewnątrz. Więc... jeśli nie macie nic przeciwko podjadę po was około osiemnastej. Nie musicie się ubierać specjalnie galowo. Jeśli ktoś z was nie chce, nie musi iść. Zgadzacie się?

- Oczywiście. - odpowiedziała Angie.

- Świetnie... Cieszą mnie odpowiedzi twierdzące. Widzimy się wieczorem.

Odszedł pewnym krokiem, niczym zombie po zmasakrowaniu bardzo apetycznego człowieka.

- Trzymajcie mnie. - powiedziała Angelica, po czym zemdlała na kilka minut.

°•○●○•°

- Więc to jest Autumn Street, tak? - zapytała Veronica. - Spodziewałam się rozsypanych śmietników, bezdomnych, walk gangów... Tymczasem to po prostu porządna ulica w centrum, mieszkanko w kamieniczce. Jestem zawiedziona...

- A nie mówiłam, że oryginał? - szepnęłam do Patricka, gdy przekręcał klucz w drzwiach do mieszkania.

- Racja...

Oczom naszym ukazało się umeblowane, siedmiopokojowe mieszkanie dla, podobno, studenta. Jak się okazało, sypialnie były malutkie. Weszłam do pierwszego z brzegu pokoju i rzuciłam moją torbę gdzieś w przestrzeń. Trafiło mi się łóżko obok drzwi, szafa naprzeciw łóżka, dwie ściany pomalowane na wyblakły fiolet, dwie zostawione białe, okno naprzeciw łóżka z widokiem na Atlantę. Patrzyłam na widok za oknem... bo ja wiem... kilka minut.
Moją mantrę przerwał Patrick.

- Wielkie miasto... - stał oparty o framugę drzwi. Podszedł bliżej.

- Jak ktoś mógł wybudować coś tak wielkiego? To przecież niemożliwe... Jak można wybudować coś takiego rękoma?

- Ludzie nie budowali rękoma...

Popatrzyłam zdziwiona na jego oczy schowane za oprawkami.

- Kiedyś ludzie wymyślili, że można do tego celu używać maszyn. Więc wymyślili dźwigi... koparki... A potem powstawało miliardy miast.

- MILIARDY?! Chcesz powiedzieć, że kiedyś miast było więcej? To znaczy... wiedziałam dużo miast, ale że miliard?! Tyle zwiedziłam?!

Roześmiał się w stylu Patricka.

- Chyba nie da się zwiedzić wszystkich miast na świecie, Maya.
Zabrakło mi słów. Zbyt dużo wiedzy. Chciałam zmienić temat.

- Jedziesz na tą prywatkę? An pojedzie, to pewne, Veronica prawdopodobnie... A ty?

- A co z tobą?

- Ja... chyba pojadę. Nie wiem.

Wbił wzrok w buty, zmarszczył brwi, zaczął bawić się guzikiem koszuli.
To było cholernie seksowne.

- Jeśli ty pojedziesz, ja też. Nie chcę znieść myśli, że ten cały Tomas będzie cię podrywał a potem obmacywał w kiblu. Wolę mieć go na oku gdy tam będziecie.

- Czujesz się za mnie odpowiedzialny? - zapytałam roześmiana.

- Po części się tak czuje.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu.
Po części czuje się za mnie odpowiedzialny? Jestem... mile zaskoczona. Coś muszę dla niego znaczyć.
- No cóż czas się zbierać, jeśli mam z wami jechać. Zegar w kuchni wskazuje siedemnastą.

- Nigdy nie byłam zbyt dobra w odczytywaniu z zegara. Takiego z tarczą, oczywiście.

Uśmiechnął się perliście, w połowie drogi do drzwi.

- Nauczę cię.

2 komentarze:

  1. Spodziewałam się rozsypanych śmietników, bezdomnych, walk gangów... Tymczasem to po prostu porządna ulica w centrum, mieszkanko w kamieniczce. Jestem zawiedziona...- po prostu cudowne. Fajna była też scena w hangarze. Taki super-human Tomas wtrybinia się na melanż i od razu wszystko gra. Angelice znowu odpierdala.. Można się było spodziewać. No i Patrick - skojarzyło mi się z Psiąt Fejsów Greja ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tyle... o kurwa...
    ~ Lady Angela

    OdpowiedzUsuń