4/26/2015

Wpis N°9 - Wieści od An i V


Zbliżyliśmy się do nich na bezpieczną odległość.
Czy oni... rozmawiali? Oni rozmawiali normalnie? I to... śmiali się? On chciał ją przecież zabić. Przystawiał jej pistolet do skroni. 
Zobaczyli nas. Po prostu przestali rozmawiać. J wziął pistolet. 

- Cóż... Bardzo miło rozmawiało mi się z Verą, ale mus to mus... Dotrzymuję słowa. Dajcie mi to. Szybko. 

Znowu usłyszeliśmy krzyki Buntowników. Okraszone wulgaryzmami, ociekające nienawiścią i niepoprawną składnią.  
Veronica podeszła bliżej nas. Popatrzyła się na mnie błagalnie. Jakby chciała powiedzieć: "Proszę, dajcie mu tą broń. To jedyne, czego od was chcę." 
Skierowałam wzrok na twarz Patricka. Nie wyglądał, jakby czuł litość nad którymś z tych ciekawych stworzeń. Trzymał tylko mocno pistolet w gotowości. Czekał na mój ruch? Jakąś reakcję? Chce reakcji? Proszę bardzo...
Położyłam wszystko co miałam na ziemi przed J. Patrick chwilę później zrobił to samo. J puścił Veronicę do nas. 

- J! J! ZARAZ CIĘ ZNAJDZIEMY... LEPIEJ SIĘ PRZYGOTUJ, CZUBKU... 

- Uciekajcie... - powiedział J. 

- JUŻ CIĘ WIDZIMY. LEPIEJ SIĘ PRZYGOTUJ, IDIOTO! ŻYCZYSZ SOBIE TO, CO ZAWSZE, CZY DASZ NAM WOLNE POLE DO POPISU? 

- Uciekajcie! Głusi jesteście...?

Nasza trójka zaczęła biec. 

- Dziękuję, że oddaliście mu broń... - powiedziała Veronica, gdy oddaliliśmy się od ruin na bezpieczną odległość. - Nawet nie wiecie, co by mu zrobili...

°•○●○•°

W domu czekała na nas Angelica. Jakby odmieniona, siedziała na czarnej kanapie w salonie połączonym z naszą kuchnią. Na małym stoliku leżała duża figurka z brązu, przedstawiająca jeźdźca na koniu. Żołnierza. 

- Jesteście... Nawet nie wiecie, jak tam wolno płynie czas. Stęskniłam się! Ale nie żałuję tego czasu...

Obsiedliśmy Angelicę na kanapie (a również przed kanapą, na podłodze, jak Veronica), czekając na jej słowa.

- Poznałam moich rodziców!
Żem się zakrztusiła śliną z wrażenia.
Vera się roześmiała, Patrick spadł z oparcia, czemu towarzyszył głuchy dźwięk czegoś sflaczałego uderzyło o powierzchnię z dużej wysokości.

- An! Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się z twojego szczęścia! Gdybym znalazła rodziców, to... z euforii skoczyłabym z mostu!

- A ja nie. Zostawili mnie, więc ja zostawię ich. Nie zależy mi na ich miłości. - powiedziała Vera.

To nie była do końca prawda. Rodzice Veronici zostali zabici przez Josha. Myślał, że są pogryzieni. Po latach ja i Angela wysnułyśmy tezę, że rodzice Very narazili się Joshowi, tak jak kilka innych Uchodźców z obozu. Jednak Veronice powiedzieliśmy, że ją opuścili. Nie potrafię sobie wyobrazić jej szału, gdy dowie się prawdy.

- Jak to? - zapytał Patrick. - To kto ma tutaj rodzinę?

To było bardzo... niezręczne pytanie.

- Do niedawna żadna z nas. - odpowiedziałam. - Ja podróżowałam z ciocią. Niestety umarła kilka dni po dostaniu się do grupy Josha. Zombie ją zagryzły. Veronici zostawili rodzice. Historię An już znasz...

- Właśnie... - powiedziała Angelica. - Rozumiem już, czym jest ta figurka. To jeden z tych ukradzionych przedmiotów. Podobno jest jeszcze z czasów sprzed epidemii. To żołnierz armii amerykańskiej. To coś jak... zabawka z dzieciństwa dla mnie. Coś co zapamiętałam. Dostałam świra i powoli wszystko zaczęło mi się przypominać, jak ją zobaczyłam.

- A rodzice? Jacy oni są? - zapytała Veronica.

- Hmmm... Po pierwsze - mają dużo kasy. Po drugie - oboje to blondyni. Po trzecie - są dla mnie wspaniali... Posłuchali mnie i współczuli. I przez całe życie mieli nadzieję, że wrócę do nich... Są fantastyczni. Powiedzieli, że jeśli chcę, mogę z nimi zamieszkać. I może będę mogła WAS!

-  Nie wiedzą na co się piszą. - zauważyła Veronica. Zresztą trafnie.

- A jak wam minął dzień? - zapytała Ann.

- Zostałam porwana.

Oczy Angelici rozszerzyły się dwukrotnie.

- SŁU. CHAM...?

- No. Nazywał się J. - Vera po prostu siedziała na podłodze po turecku. Nie okazywała strachu, ani jakichś negatywnych emocji. Raczej wyglądała tak, jakby cieszyła się ze spotkania z J. - Jest Buntownikiem. Ale nie z wyboru. Powiedział mi, że gdyby kiedyś nie był tylko bezbronną sierotą uciekłby od nich. Ale nie do Atlanty. Podobno rodziny królewskie planują ich brutalnie wytłuc. Coraz częściej widzi się dziwne ciężarówki za miastem...

- Wytłuc? - powiedziała An. - Te trzy rodziny planują zagładę na Buntownikach..? Rozumiem - łapać i zatrzymać. Ale rzeź? To nie ludzkie...

Veronica zamknęła oczy, jakby się zastanawiała.
Co? Vera się zastanawia?!

- J sądzi, że nawet łapanie i zatrzymywanie nie jest ludzkie. Przecież to Atlantczycy zmuszali ludzi do ucieczki, ponieważ Buntownicy nie mieli wyjścia. Prawo było dla nich zbyt ostre. Więc teraz to Atlantczycy powinni pomagać Buntownikom. Wtedy nie musieliby porywać ludzi dla okupu.

- To nie zmienia faktu, że mógł zrobić ci krzywdę. Ten cały J stał się moim wrogiem. Już go nienawidzę... - powiedziała Angelica.

- Och... bez przesady. Ja się na niego nie gniewam, a to mnie porwał. To taki przymus...

- To okropne... - An ziewnęła cicho. - Chyba już pójdę spać...

- Popieram. - powiedziała Vera.

- Cóż... nie będę odstawać. Dobranoc. - powiedziałam.

- Dobranoc... - powiedział Patrick.

Ale nie zasnęłam. Gdy światła zostały zgaszone wyszłam z pokoju. Zapukałam do Patricka. Po dość niezrozumiałym sygnale dźwiękowym weszłam do środka.
A on akurat rozpinał koszulę. To było wybitnie seksowne. Tym bardziej, że pod tą koszulą kryły się rzeźbione mięśnie.

- Śpisz bez koszulki?

- Tak. Nie tracę na to czystych ubrań. A ty?

- Hmm... Cóż. Śpię w podkoszulku albo w topie. Dziś w podkoszulku. - wskazałam na luźne spodnie i za duży podkoszulek.

Mruknął seksownie.

- Ludzie tacy jak ty powinni spać otuleni co najmniej satyną i jedwabiem. - zamilkł i wlepił spojrzenie zza okularów w moje brązowe oczy, aby obserwować moją reakcję. A ja po prostu się uśmiechnęłam.

- Wierz mi, są lepsi ludzie ode mnie.

- Wierzę. A tak zmieniając temat - Po co do mnie przyszłaś?

- Muszę powiedzieć ci kilka rzeczy. Po pierwsze - rodzice Veronici jej nie porzucili. Josh ich zabił, bo mu się narazili. Nie mówiliśmy jej, nie chcemy jej ranić. Powinieneś to wiedzieć, żebyś wiedział jakim człowiekiem jest Josh.

Myślał przez chwilę.

- Rozumiem...

- Po drugie - wchodzisz ze mną w rozwiązywanie tej zagadki? Mam na myśli Erie Road i relacje Buntowników.

- Tak jak ty widzę związek między ciężarówką i domysłami Buntowników. Ciężarówki które widzieli i ciężarówkę do której pakowaliśmy pudła mogą jeździć w to samo miejsce. Akurat jestem głodny pakowania się w jakieś bagno. Wchodzę.

- Po trzecie - kogo w to jeszcze wciągamy?

- Sądzę, że najlepiej byłoby, gdyby tylko nasza dwójka się w tym grzebała. Przynajmniej na razie... - Patrick ziewnął niczym wielki dziki kot. Chwilę potem mimowolnie zrobiłam to samo.

- Ziewanie jest zaraźliwe.

- Wiem... Chcesz u mnie przenocować? Możesz spać na górze.

Dopiero teraz zauważyłam, że Patrick ma piętrowe łóżko. Po jaką cholerę mu piętrowe łóżko?

- Mam nadzieję że mówisz o łóżku, a nie o "spaniu". - spojrzał się na mnie ironicznie i uśmiechnął się. - Chyba nie powinnam spać w pokoju chłopaka, którego poznałam mniej niż miesiąc temu.

- Ach... gdybyś ty wiedziała, co robią dziewczyny w naszym wieku w miastach. Możesz spać spokojnie nade mną... Poza tym, i tak nie wypuściłbym cię z tego pokoju.

Może byłam głupia, może nieprzytomna po dzisiejszych wydarzeniach, ale zgodziłam się u niego przenocować. Oczywiście, nie zasnęłam od razu. Poczekałam, aż Morfeusz przyjdzie po Patricka. A było warto popatrzeć na wielkie, męskie, zmęczone ciało sparaliżowane przez sen, zaopatrzone w okulary, które zapomniał zdjąć i lekko rozchylone usta.

2 komentarze:

  1. Cudny rozdział jak zawsze :D i do tego ta końcówka :3 życzę weny i idę sprawdzać czy jest następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Veronica....i jej teksty- bez komentarza....
    Angie poznała rodziców
    Maya śpi w jednym pokoju z Patrickiem..mhrau
    Słowa nie opiszą tej zajebiozy...
    BO JEST WIĘKSZA NIŻ ZWYKLE

    OdpowiedzUsuń