7/27/2015

Wpis N°16 - Chmiel w płynie

POST DLA DUŻYCH DZIECI! ON NIC NIE WNIESIE DO FABUŁY! JEŚLI MASZ SŁABE NERWY, OSZCZĘDŹ SOBIE TEGO!


- Żebym miała jasność... - powiedziałam, gdy byliśmy pod naszym domem na Autumn Street. - Niedawno ukradłeś skrzynkę piwa, Jack, i następnie ukryłeś za naszym domem, abyśmy mogli się pewnego dnia nachlać i na rano tego żałować?

- Dokładnie tak. - powiedział beztrosko Jack.

- Dobry z ciebie przyjaciel. - powiedziałam.

Ja, Angie, Patrick, Annie i Allie weszliśmy przez drzwi, Vera i Jack przytargali skrzynkę zza domu. "Golden Devil", jak głosił napis na każdej butelce.

- Czy któryś z was kiedykolwiek miał do czynienia z alkoholem? - zapytała Angelica.

- Tak... - odpowiedziały Annie i Allie.

- Tak. - powiedział Patrick.

Jack przegryzł wargę i pokręcił przecząco głową.

- Na mnie nawet nie patrzcie. Mam 12 lat. - powiedziała Zoey. Wypuściła kota na podłogę. - A wy? - zwróciła się do naszej trójki.

- Cóż... - powiedziała Vera.

- Jakby to powiedzieć... - kontynuowała Angie.

- Nie. - zakończyłam.

- Chodźcie, laski. - powiedziała Angie. Złapała nas za ręce i zaciągnęła w stronę toalety.

Małe pieszczenie, może 1 na 2 metry, miejsce tylko na wannę, kibel, umywalkę i szafkę pod nią.

Angelica oparła się biodrem i umywalkę i skrzyżowała ręce na piersi. Jej zielone oczy widziały w lustrze zawieszonym nad kranem Veronicę siedzącą w wannie. Ja usadowiłam moje jestestwo na zamkniętej muszli. Byłam w lekkim rozkroku, łokcie oparłam na kolanach, podbrudek zniknął gdzieś w splecionych palcach.

- Spójrzmy prawdzie w oczy. Schlamy się. W pewnym momencie urwie nam się film. Nie widzi mi się stracić dziewictwo, ani zajść w ciążę z Jackiem albo Patrickiem. Z dziewczyną się nie liczy...  - spojrzała na nas wzrokiem "Tak-Nie-Będę-Liczyła-Waszych-Wybryków". - Co robimy?

Nigdy nie widziałam jeszcze prezerwatywy. Słyszałam tylko, że coś takiego istnieje, i nie ma się po tym dzieci. To musi być warte... kanister benzyny. Prawie fortuna.

Zauważyłam pod kiblem grubą, kremową taśmę, którą kleimy lustro.
Wpadłam na genialny, przełomowy, wspaniały pomysł. Normalnie kamień milowy w antykoncepcji.

- Zaklejmy sobie bieliznę. - powiedziałam.

- Wow! Maya! To genialne... - powiedziała Angelica lekko krytycznym tonem. Ale prawie niezauważalnym. Angela była dobra w graniu. Ja znam ją od lat, potrafię oddzielić Prawdę Angelici Silverfly od Piekielnie Dobrej Gry Angelici Silverfly.

- Prawda? - powiedziała Veronica. Ona nie grała, zaakceptowała mój pomysł.

- To był sarkazm. - powiedziała Angela.

- Nie musiał być. - powiedziałam. - Mamy coś lepszego? Jak dobrze zakleimy, to pod wpływem alkoholu będzie nam trudniej zdjąć majtki. - poluzowałam skórzany pasek, rozpięłam guzik jeansów i rozpięłam rozporek.

Dziewczyny chyba były przekonane.
Zsunęłam spodnie do kolan. Chciałam znaleźć opuszkiem końcówkę taśmy. Jednak postanowiłam zrobić coś innego. W poszukiwaniu za końcówką wysłałam mój język. Złapałam i przegryzłam taśmę zębami i wlepiłam brązowe spojrzenie w heterochromię Veronici i zieleń Angelici. Maya Alex Rope znowu zachowywała się jak Maya Alex Rope gdy tylko ma okazję - seksownie, odważnie, bezczelnie.

Odwróciłam się, żeby otworzyć muszlę, aby wyrzucić nienadający się do sklejenia kawałek. Poczułam pieczenie na lewym pośladku, plask odbijał się po toalecie wyłożonej kafelkami.
Odwróciłam się i posłałam im obu spojrzenie wygłodniałego łowcy. Ale i szelmowski uśmiech.

- Która... - powiedziałam spokojnie.

Vera zaczęła się śmiać, sądzę, że ci w salonie byli nieźle skonsternowani (trzy laski w kiblu i chichot). Angelica tłumiła śmiech gwizdaniem.

- Niezły tyłek. - powiedziała Angela.

- Jak widać, po Angelice Silverfly można się dużo spodziewać. Nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz od niej w dupe. - powiedziałam.

- ... I ta kusząca, lazurowo-czarna koronka Mai Rope. - powiedziała Vera.

- Prawda? - powiedziała Angela, srzelając gumką moich majtek.

Butelkowo zielone figi Angelici, niebieskie figi Veronici i moje czarne biodrówki z lazurową koronką były tak przez nas zaklejone, że nawet na trzeźwo miałyśmy kłopot z "otworzeniem prezentu".

Patrick otworzył widelcem pierwszą butelkę. Podniósł do ust, pociągnął łyk. Zmarszczył brwi.

- Ciekawe... - powiedział, otworzył następne cztery butelki.

Annie i Allie poszły w ślady Patricka.
Teraz nasze pierwsze razy.
Jack i Veronica napili się z tej samej butelki. I prawie tak samo się skrzywili.
Angelica, która oczywiście pociągnęła łyk z innej butelki (świat nie oszalał jeszcze do reszty), zmarszczyła brwi i wypuściła z ust długi oddech. Uniosła delikatnie kącik ust.

Piwo smakowało... dziwnie. Tak dziwnie, że wręcz gównianie. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ustach. Pierwsze krople smagały niemiłosiernie moje kubki smakowe ogonami Lucyfera i Belzebuba. Gdy pierwsza bariera została przełamana, z ciemności wyłonił się smak... chmielu? Tego, z czego ten napój został zrobiony. Następny łyk. I następny. Trzy? Cztery? Ile teraz wypiłam? Jedną-czwartą butelki? Jedną-trzecią? Alkohol krążył już w moich żyłach, jak wąż szukający ofiary, spustoszający wszystko na swojej drodze, trujący jadem organizm.
Ale patrząc prawdzie w oczy, chciałam jeszcze.
Krzyknęłam dziko jak cowboy'e, którzy podobno kiedyś zamieszkiwali ziemię.

Minęło... trochę czasu. Jack zdjął bluzę. Widziałam jego bandaż okalający klatkę piersiową. Veronica zdjęła swoje okulary. Albo po prostu zniknęły jej z pola widzenia. Patrick cały czas przeczesywał palcami włosy. To było nawet seksowne. Angie otwierała nową butelkę.

- Mowię wam... Synthia to był jakiś syf. Proste kodowania, Jack by zrozumiał. Ale NIE. Tym dorosłym kutasom się nawet nie chciało na to popatrzeć. "Annie Flamebolt zrobi, Annie Flamebolt odkoduje". A teraz mają... Zazdrość, bo dostałam stałe stanowisko informatyka Buntowników z tej części Atlanty... I po co im to było... - opowiadał osiemnastoletni dysk twardy potrafiący z szaleńczą zwinnością skakać po budynkach.

- Ludzie to czasem straszne downy... - powiedziała Angelica. - No bo jakby zrobili to za ciebie, to byś nie była tu gdzie jesteś i nie siedziała tu z nami, nie? Jakbym to... Ja... Ale co. Zgubiłam wątek, cholera jasna...

Chyba zaczął przemawiać przez nas alkohol.
Patrick otworzył następna butelkę dla Allie.
Rosewood położyła w naszym kręgu ludzi siedzących na podłodze opróżnione szklane opakowanie na nektar bogów.

- Zamknąć się i gramy w butelkę... - powiedziała.

Ponieważ mieliśmy już ponad promil krwi w wydychanym powietrzu, nikt nas nie powiedział ani jednego zbędnego słowa. Po prostu się grzecznie zamknęliśmy i ustawiliśmy się w mniej jajowate kółko.

- Tera zasady... - powiedziała Allie. - Jeśli na kogoś wypadnie, to ten ktoś wykonuje zadanie i pije tyle łyków, ile mu się wyznaczy. - zakręciła butelką. - Ve-veronica...

- Czego ja, ty penisie z wielkimi cyckami?

- Mam wielkie cycki?

- Ty ślepa jesteś...

- Fakt... - Allie miała ogromne cycki. - Ale ty masz prawie tak duże jak ja. Pe... rawie takie same.

- Może i mamy duże cycki. Ale Maya potrafi ze swoich lepiej korzystać. I ma takie jędrne.

Angelica uśmiechnęła się wyzywająco.

- Sprawdź, jak nie wierzysz... - powiedziała.

Siedziałam na podłodze w lekkim rozkroku. Teraz założyłam ręce za głowę. Popatrzyłam na Allie wyzywająco i z dzikością w oczach.

- Wrr... Wrrrr... RrrAW! - zawarczałam.

Nie zauważyłam, kiedy Vera i Allie przyczołgały się do mnie. Pociągnęły po łyku z butelek, ja nie zostałam w tyle. Chmiel w płynie wypełnił moje gardło.

- Naprawdę mogę? - powiedziała lekko żartobliwie Allie.

- Jeśli się odważysz... - powiedziałam.

- Cóż, ja się nie boję... - powiedziała Veronica i chwyciła moje prawe Uczucie Macierzyńskie.

Od głowy, przez kark i plecy przeszył mnie dreszcz, spowodowany podnieceniem i nawet odrobiną pierwotnego strachu, który to dreszcz skierował się w moje krocze. Ręce miałam ciągle nad głową, jednak czułam po niespokojnych i kolistych ruchach Very na mojej piersi, że przyjaciółka w duchu szcza przede mną ze strachu.
Oderwała ode mnie dłoń i zaśmiała się głośno. Spojrzałam wyzywająco na Allie.

- Prubujesz? - zapytałam jej.

- Oczywiście. - szybko wzięła w dłonie moje piersi.

Ktoś, chyba Veronica, rozpiął mi stanik. Palce osiemnastoletniej Zbieraczki chyba minutę tańczyły dziarsko po moich piersiach. Gdy zabrała ręce, ugryzłam ją lekko w odsłonięte prawe ucho, nakreśliłam językiem trasę do ust i pocałowałam ją przelotnie w kącik ust.
Dzika Maya.

Wszystkie, nawet Angie i Annie, parsknęłyśmy śmiechem, jeszcze raz pozwoliłam odurzającemu napojowi wpłynąć do mojego organizmu.

- Zwracam honor. - powiedziała Allie, jeszcze śmiejąc się. - I za mały pocałunek.

- No dobra łaski, fajny pokaz, - powiedział Patrick. - ale mu tu jeszcze gramy, nie?

- A, no... - nabąknęła Allie. - Vera, napij się, na początek, trzy łyki... - Vera wykonała zadanie. - ... I weź pocałuj Jacka.

Wyzwani popatrzyli na siebie, lekko skołowani. Dam sobie małe palce nóg uciąć, że się uśmiechnęli.

- Dobra... - powiedziała Vera, przeciągnęła do siebie Jacka.

Ich usta zniknęły gdzieś w pijackiej namiętności.

Veronica jako druga zakręciła butelką.
I tym razem, jakżeby inaczej, padło na mnie.
O mój losie, ty sukinsynu.

- Droga Mayu, i co ja z tobą pocznę... - powiedziała Veronica.

- Zanim cokolwiek przyjdzie ci do łba, przypomnij sobie, co ja ci w życiu złego zrobiłam.

- Napij się pół butelki. I przeliż się z Angelicą.

Mogło być gorzej.
Wzięłam do ust następną butelkę. Wlałam w siebie jeszcze więcej chmielowego jadu. Jedno było pewne - rano będę nienawidzieć Veronici Raven.

Przyciągnęłam do siebie Angelicę. Która nie protestowała. A nawet się uśmiechała.

- Gotowa? - zapytałam z szelmowskim uśmieszkiem na mordzie.

- Nie pieprz... - szybko przylgnęła swoimi ustami do moich. Próbowała się wedrzeć językiem do mojego wnętrza. Czy ona mnie nie zna? Byłam szybsza. Penetrowałam jej podniebienie, gardło, nie zwracając uwagi na jej walczący język. W końcu pozwoliłam jej wedrzeć. Badała dokładnie całe moje wnętrze.

Śmiałyśmy się jak debilki.
Zakręciłam butelką. Padło na biednego Jackusia.
Jakże brutalne pomysły przychodziły mi do głowy...

- Jackie... - powiedziałam. - Pięć łyków. - zrobił to z ochotą. - Ujeżdżaj Patricka jak laska, która chce z facetem uprawiać seks na siedząco.

Patrick wdrapał się na kanapę i rozsiadł się wygodnie - prawa rękę przed oparciem, lewa ręka za oparcie, nogi w rozkroku.

- No co tak długo, Jackie! - zawołał z kanapy.

Jack Raven, tylko w swoim bandażu i podartych jeansach zbliżył się na czworaka do Patricka.

- Twój kotek do ciebie idzie... - powiedział seksownie Jack, siadając okrakiem na Patricku.

Jack zaczął rytmicznie kręcić biodrami nad kroczem Patricka - najpierw powoli, spokojnie, potem szybciej. I szybciej. I szybciej. Czy mnie piękne oczy nie myliły, czy Jacke zaczął używać ręki? I czy wzwód Patricka zaczął rosnąć?
I kiedy Jack skończył? I czy podczas tego małego pokazu naprawdę wypiłam całą butelkę? Jestem taka nienasycona.

Jack zakręcił butelką. Padło między Annie a Allie.

- Będzie połowicznie: - powiedział Jack. - Dziesięć łyków na głowę i ściągać koszulki.

Po zażyciu nektaru bogów szybko i bez oporów zdjęły bluzy i koszulki. Allie naprawdę miała wielkie cycki, za to Annie miała piękny jasno-niebieski, koronkowy stanik.

Poczułam, że taśma nieprzyjemnie wbija mi się w tyłek. Wstałam, kierując się na toaletę.

- Bardzo was, panienki, przepraszam, ale idę tam, gdzie Silvermoon chodzi z dziunią do podcierania dupy... - powiedziałam. Gdy wychodziłam z naszego kręgu (oczywiście przez sam środek, niech nawet głusi wiedzą, że idę do sracza), złapałam Allie i Annie za cycki.

Dotknęłam czegoś nogą. Zahaczyłam o coś. I spadłam na ścianę. Ale czy na ścianie jest parkiet? I kanapa? Czyżbym wyrżnęła na glebę?

Chyba zemdlałam.

3 komentarze: